Bożena Adamek pierwszy raz zobaczyła Krzysztofa Kolbergera.
Tzn. Julia – Romea.
Teraz najkrócej, jak można – o czym mówił profesor J. Limon, napomykając o obscenach w tym dramacie.
Wypisy z obydwu książek Profesora ("Szekspir bez cenzury", "Szekspir, siedem grzechów głównych") dotyczące sztuki "Romeo i Julia" ułożyłyby się w paręnaście stron tekstu. Autor słowo za słowem (np. BAUBLE, COME, EYE, FISH, itd) wyłuskał z niej podteksty niezbyt przystojne. Weźmy dwa fragmenty.
BAUBLE
(...) W Romeo i Julii Merkucjo nie przepuści żadnej okazji, żeby poświntuszyć. Tu również pada słowo „bauble”, ale zanim do niego dojdziemy, musimy przedstawić kontekst. Kiedy w scenie czwartej aktu II Merkucjo spotyka w końcu długo wyczekiwanego Romea, który właśnie z ojcem Laurentym ustalił plan działań związanych z potajemnym ślubem, to praktycznie wszystko, co mówi, zamienia się w sekwencje obscenicznych żartów. Romeo na powitanie przeprasza, że jego sprawa była tego rodzaju, iż nie mógł we wszystkim zachować się taktownie (ponieważ bez słowa opuścił przyjaciół). „Pardon, good Mercutio, my business was great, and in such a case as mine a man may strain courtesy” (II.iv.42–43) – „Wybacz, drogi Merkucjo, ale miałem ważne rzeczy do załatwienia, a w takiej sprawie, jak moja, człowiek może nieco zaniedbać maniery”. Ale „case” to nie tylko „sprawa”, lecz także „pochwa” (zob. CASE), więc Merkucjo natychmiast wykorzystuje okazję do żartu i mówi: „That’s as much as to say, such a case as yours constrains a man to bow in the hams” (w. 44–45) – (1) „To tak, jakby powiedzieć, że w tak ważnej jak twoja sprawie człowiek może zapomnieć o grzecznym pożegnaniu/manierach” albo (2) „To tak, jakby powiedzieć, że po zetknięciu z taką jak twoja cipą mężczyzna ledwo trzyma się na nogach” („case” to oczywiście również kuciapka, „bow in the hams” = w wyniku intensywnych uciech lub choroby wenerycznej traci siły witalne, staje się zwiotczały), albo (3) „To tak, jakby powiedzieć, że po zetknięciu ze swoją cipą osłabłeś, jakbyś złapał francę”. Pamiętajmy, że w owej mizoginicznej epoce powszechne było mniemanie, iż kobieta – na skutek swego rozpasania i niespożytej potencji seksualnej – wysysa siły witalne z mężczyzny, z rycerza robi słabeusza niezdolnego do walki. Może nawet doprowadzić do śmierci (...).
I jeszcze kawałek obszerniejszego eseju:
Bodaj najbardziej „obsceniczna” sztuka, jaką Szekspir napisał, to Romeo i Julia, gdzie doszukano się stu siedemdziesięciu pięciu frywolnych kalamburów (...). Ale nie jest to zwyczajne świntuszenie czy wulgarne żarty dla żartów i rozbawienia niewybrednej gawiedzi. (...) U Szekspira ukazane są trzy rodzaje miłości: dworska (bliska temu, co dzisiaj nazywamy miłością platoniczną), ziemska i niebiańska. Kiedy poznajemy Romea, jest on zakochany w tajemniczej Rozalinie, a jego westchnienia wyrażane są słowami konwencjonalnej, a przez to sztucznej poezji dworskiej. Skontrastowany z jego uniesieniami jest język jego przyjaciela, Merkucja, który nie tylko kpi z Romea, lecz cały świat wokół siebie opisuje w kategoriach fizycznego, erotycznego napięcia i spełnienia. Wtóruje mu Niania, kobieta prosta, ale życiowo doświadczona. Kiedy jednak Romeo poznaje Julię, to miłość książkową zastępuje prawdziwe uczucie – i to właśnie jest miłość niebiańska. Zwróćmy przy tym uwagę na fakt, iż pierwszy dialog Romea z Julią ma poetycki kształt regularnego sonetu, który w czasie powstania sztuki był już uważany za formę sztuczną, dworską i konwencjonalną – w ten sposób Szekspir pokazuje nam, że młodzi, już zakochani, nie potrafią jeszcze mówić o miłości prawdziwie, w sposób naturalny. Posługują się wzorcem książkowym, i to najbardziej konwencjonalnym. Dopiero przy drugim spotkaniu porzucają sztywną formę sonetu i mówią od serca (...).
°
A teraz o początku przedstawienia Jerzego Gruzy. Z całej "realności" Aktu Pierwszego zostawił on (w prologu przed tytułowymi napisami) scenę namawiania Julii przez matkę do zamążpójścia za Parysa. Zaraz po napisach sztuka "właściwa" zaczyna się od opowieści Merkucja o wróżce Mab. Merkucjem był Wojciech Pszoniak, Romeem – Krzysztof Kolberger.
To, co odgrywa Pszoniak, jest hipnotyzowaniem. Wdziewa on paskudną maskę z dyndającymi jak kulki hipnotyzera wisiorkami, bujającymi się przed twarzą Romea-medium. Opowiadając, krąży wokół niego przy świetle płomyka pochodni, w który ofiara wpatruje się nieroztropnie, i w tej poświacie Pszoniak wyprawia dłońmi istne czary-mary. Kolberger, śliczniusi i od początku nie bardzo przytomny, tumanieje kompletnie. Trzeba się widzowi otrząsnąć z mistrzowskiej abrakadabry Pszoniaka, żeby nie stumanieć jak hipnotyzowany Romeo. Wynika z tej sceny, że na bal wszedł on w transie – czy potrzebnym żeby się odmiłował z Rosaliny i kompletnie rozmiłował w Julii? Także i tutaj nie wiadomo po co Pszoniak-Merkucjo czarował Romea siłą wróżki Mab. Może był jej nieświadomą personifikacją? Bo i sam się w końcu jakby z odurzenia otrząsnął.
Stojący z boku Benvolio obserwuje tę scenę w napięciu, z niepokojem w oczach, jak gdyby uczestniczył w dziwnym, niepojętym zdarzeniu, które nie wiadomo dlaczego się zdarza i co ma znaczyć.
°
Były polskie przedstawienia, w których wróżkę Mab wywoływano z merkucjowej bajki do zaistnienia w postaci scenicznej, ale ślady o nich w Sieci są znikome. Zdarzało się, że czarodziejka zamieniała się w Julię albo w Rosalinę. Tak zrobiono cztery lata temu w lalkowym teatrze Maska w Rzeszowie w przedstawieniu Bogusława Kierca.
fotki z kilku stron o teatrze Maska
°
W didaskaliach: (całuje ją)
Bal i na nim pierwsze wejrzenia momentalnych kochanków należą do Pierwszo-Aktowych "realiów" (scenicznych, teatralnych) dziejących się na jawie. Czy Romeo i Julia naprawdę całowali się przy tym pierwszym spotkaniu? W starszych polskich przekładach i u M.Słomczyńskiego całować się musieli (w didaskaliach) aż dwa razy. Nawet u Barańczaka się całują. Niektóre inscenizacje (zwłaszcza angielskie, amerykańskie) pokazują ten casus zdublowany w wyraźnie komediowej konwencji – małej Julci strasznie się spodobało "kisać" ślicznego Romeusia. Głupstwo, że tłumny bal, że szpieguje zapewne Parys, Tybalt, tato, mama, może nawet Rosalina – na całowanki młodzi się skrywają na tarasie, za drzwiami, albo tylko za kolumienką (różne są pomysły reżyserów). Co mama wyszpiegowała, że kazała Niani natychmiast ingerować, to były Julci nazbyt poufałe szeptanki z nieznajomym, zamiast z Parysem. Generalnie rzecz w tym, że w oryginale Szekspirowskim w First Folio nie ma o całuskach żadnego przypisu. Żadnego. Gdyby je Szekspir aktorom zalecił, musieliby się na scenie całować dwaj mężczyźni, jako że kobiety-aktorki wtedy nie występowały, co się zmieniło dopiero bodaj od 1660 roku. Nie zalecił zatem, bo nie był obrazoburczym samobójcą. Toteż młodzi o pocałunkach poetyzują i w dodatku w relacji pomiędzy pielgrzymem a świątobliwą osobą, zaś cała rozpusta w tym, że religijny rytuał spełnić by chcieli nie tylko domyślnie i niekoniecznie w świątyni. Zostało im, i widzom, wyłącznie poetyckie ("jak z księgi całujesz") przekomarzanie, rozmarzanie się, co by było, gdyby tak zamiast rączki sobie ściskać, troszeczkę też buzi-buzi. Co by było... – ale nie na jawie. Za to w śnie, już zaraz, od drugiego aktu – wróżka Mab nie poskąpiła doznań. Odbili sobie młodzi za całą jawy przymusową abstynencję, aż po jawy owej kres, gdzie się "świata kończyło bezdroże".
° ° °