czwartek, 30 grudnia 2021

Mestre Affonso Colergiao

 

Czy w roku 1565 "Dawid z Sasun" to był poemat niedawno ułożony, niedawno rozpowszechniony i stanowił artystyczną, religijną, patriotyczną sensację dla ówczesnych Ormian? Ułożony w trudnych czasach (inna rzecz: kiedy Armenia miała swoje łatwe czasy?) dla pokrzepienia dusz, dla wzmożenia ducha. 

Wracam do postaci Mestre Affonso.


Znajduję w różnych źródłach w internecie wiadomości o tym, że Antonio Tenreyro, przedstawiciel ambasady Portugalii w Persji oraz Mestre Affonso, główny chirurg w Indiach, odwiedzili Armenię w 1565 roku. Pierwszy wędrował, twierdzi się niekiedy, szlakiem południowym, drugi - szlakiem północnym. Potem zeszli się i być może spotkanie nastąpiło w okolicach Bitlis, Mousz i Sasun. Ich książki o wyprawach zostały wydane w tym samym roku. Mestre Affonso, który podróżował kupiecką karawaną, usłyszał legendę o Dawidzie od ormiańskiego tłumacza. Jak dotąd nie znaleziono w zachodniej Europie wcześniejszej wzmianki o eposie "Dawid z Sansun". W relacji Affonso David i jego żona Handut są nazywani "ten potężny król i jego wspaniała żona".


Pozyskuję te wiadomości z trzeciej i czwartej ręki, gdyż ani nie mam możliwości dotarcia do książki Mestre Affonso, ani bym też cokolwiek z oryginału zrozumiał. 





Arpina Chaczaturian w studiach o poemacie (2016r. wyd. w Eugene, stan Oregon, USA) cytuje ormiańskich badaczy R.Gulbenkiana i H.Berberiana z publikacji w Revue des Études Arméniennes z 1928 roku (Sorbona, Paryż), którzy najwyraźniej książkę Mestre Affonso mieli w ręku. Pisali oni: "Tout le district de cette ville qui est grand, se nomme Sanson, dune part en raison du grand pouvoir et de la force de ce roi, qui y vicut toujours, de l'autre parce que l'on conserve dans un château tout pres de la une lance et un bouclier qui lui ont appartenu.". Co znaczy, mniej więcej, że cała część dużego miasta nazywa się Sanson (czyli Sasun, po mojemu Granitowa Twierdza), ponieważ panował tu silny i potężny król, a w zamku przechowuje się, pozostałe po nim, włócznię i tarczę.  




Dzisiejsze Sasun (Sason) wygląda jak górskie pustkowie, a nie siedziba potężnego króla. Za to w pobliskim Bitlis zachowały się ruiny gigantycznej  warowni, zbudowanej ponoć na rozkaz Aleksandra Wielkiego, czyli ze 2400 lat temu. 





Czy Sanassar i Baltazar, albo Dawid mieli zamek podobny? Bracia swoją twierdzę zbudowali tylko na własne potrzeby i ochronę czterdziestu rodzin.  Używali głównie pni drzewnych, a bryły granitu służyły do wzmocnienia murów. Konstrukcja była imponująca i solidna, ale nie na tysiącletnie trwanie.


Kto opowiedział doktorowi Affonso o ormiańskim eposie? Współpracował z nim Ormianin, którego nazywał on Simao Fernandes, znający szlak z Kochin w Indiach aż do Armenii i szpiegujący dla portugalskich wędrowców. To szpiegowanie polegało zapewne na rozeznaniu, którędy jest bezpiecznie podróżować, albo jakie są układy między władcami tej czy owej krainy na szlaku, albo ile i komu trzeba dać łapówki, by przejść bezpiecznie. A także za ile i od kogo wykupywać jeńców. Albo - gdzie panuje zaraza. Zachowały się historyczne relacje, że to właśnie Ormianie organizowali dla Portugalczyków szlaki polityczno-kupieckie od Indii do Europy.

Doktor, o którym twierdzi się, że był pochodzenia żydowskiego i nazywany jest Mestre Affonso Colergiao, właśnie dzięki orientacji swych ormiańskich przewodników wiedział, że w roku 1565 trzeba ominąć Bassrę na południu, bo sytuacja militarna i polityczna jest tam niejasna. Dla ukrycia swej (politycznej?) misji zakupił pewną ilość przypraw, goździków, aby udawać kupca. W książce początek podróży opisał bardzo dokładnie, potem już notatki są pospieszne, twierdzą ci, co ją czytali. Być może wysychał mu atrament, zabrany na drogę. A może był już zmęczony, albo uznał, że co było ciekawego, czyli okolice bliższe Armenii już opisał i reszta świata mniej go ciekawiła? Opisywał miejsca, przyrodę, produkty, ich zastosowania, rzemieślników, bazary, stroje, zabytki, więc nie przeoczył opowiadań przewodników o starodawnym eposie, sławiącym legendarnych bohaterów. Tym bardziej, że niektórzy nazywani byli imionami łatwymi do skojarzenia europejczykowi z postaciami z Biblii - np. Dawid, Baltazar. Więc może to Simao Fernandes namówił go na posłuchanie, jak się ów poemat recytuje albo i przedstawia w tańcach przy muzyce? Chciałbym, żeby tak to się wówczas zdarzyło, ale czy ciekawski i rozpisany Mestre Affonso pominąłby ów barwny fakt w notatkach?



W tych okolicach, w roku 1565, Simao Fernandes opowiedział 
doktorowi Mestre Affonso
o ormiańskim herosie Dawidzie i epopei sprzed siedmiu wieków.








piątek, 24 grudnia 2021

Wigilijne świeczki w torebkach. 2021.

 

Ten odcinek na blogu, czyli post, jest dedykowany Cioci Jadzi z Przemyśla.

Zawsze w wieczór wigilijny w naszej okolicy ustawiane są lampiony ze świeczek w torebkach, jako dróżka do  Stajenki. Podobno w New Jersey tak jest od 1982, ale był ten zwyczaj na Południu Stanów wcześniej. Mówią, że sięga tradycja owa do 16 wieku w Hiszpanii i nazywa się farolito, tutaj raczej luminaries.





























czwartek, 23 grudnia 2021

Księżniczka Dzowinar Hanum, część 2.

 





Wielce się szykował Kalif 

i z gośćmi weselnymi przybył do króla Gagika, 

aby zabrać dziewicę.

Dzovinar poszła do ojca i powiedziała:

– Ojcze, proś kalifa, aby zbudował dla mnie oddzielny pałac

i pozwolił mi tam mieszkać.

Powiedz mu, że ma się do mnie nie zbliżać,

Ani do mojego łoża przez rok.

Proszę cię też, ojcze, wyślij ze mną księdza,

żeby odprawiał nabożeństwo rano i wieczorem. 

Chcę się modlić i zachować naszą wiarę.

Wyślij też służebnicę ze mną. 

Powiedz kalifowi, jakie mam życzenia

i że chcę, aby je spełnił.


Powiedział król Gagik Kalifowi, 

czego życzy sobie jego córka. 

– Kalifie, rzekł Gagik, nie będę z tobą walczył,

Ale postawię ci warunki:

Kiedy oddam ci moją córkę,

Ksiądz musi z nią iść,

Aby modliła się do swego Boga. 

Ona oddawać będzie cześć krzyżowi, a ty czcij własnych bogów.

Zbuduj dla niej osobny pałac,

Nie zbliżaj się do niej

Ani do jej łoża przez rok.


Rzekł król pogański:

– Panie, zawrzyjmy pokój,

zawrzyjmy ugodę.

Jeśli mi oddasz swą córkę,

nie będę żądał daniny od ciebie.

Niech wszyscy wiedzą, że jestem zięciem

króla Armenii. To mi wystarczy.

Przysięgam, że nie tylko rok, ale siedem lat,

nie zbliżę się do niej.

Możesz wysłać z nią służącą i księdza. 

Kiedy dasz mi dziewczynę,

zabiorę ją do Bagdadu

i zbuduję dla niej pawilon naprzeciw mojego pałacu. 

Dziewica pozostanie we własnej wierze,

ja zostanę przy swojej.

Czyż nie jestem Arabem? 

Czyż ty nie jesteś Ormianinem?


Obozował król pogański w Degdis;

Król Gagik przebywał na równinie Norakeh, 

gdzie miał letni pałac wśród pastwisk i łąk,

pełnych słodkich, pachnących kwiatów.

Opodal biło źródło, zwane Mlecznym Zdrojem, 

i tu rozbili namioty,

a uczta weselna trwała siedem dni. 


Poszła Dzovinar do swego ojca i prosiła: 

– Królu, mój ojcze, jutro jest 

Dzień Wniebowstąpienia; 

pozwól mi pójść na wycieczkę do źródła.

Będziemy ucztować, bawić się

i spacerować po wsi.

Wieczorem wrócimy do domu.

Król wyraził zgodę i powiedział:

– Idź, spaceruj i wróć.


Dzovinar ze swoją służebnicą i towarzyszami 

udali się do Mlecznego Źródła.

Wędrowali po okolicy do zachodu słońca.

Zobaczyła wtedy, że istnieje świat

pełen światła i tętniący życiem.

Wszyscy pracowali – nawadniali ziemię, paśli owce, orali pola.

Dzovinar pomyślała wtedy:

– Nie wiedziałam, że tak piękny jest Boży świat.

Wspięli się na szczyt wzgórza;

tam odpoczywali i ucztowali wsród zieleni;

potem powędrowali nad brzeg morza.



Pod wieczór, gdy nadszedł czas powrotu do domu, 

Dzovinar powiedziała swoim towarzyszom:

– Pójdę poszukać wody do picia.

Zagubiona w myślach szła wzdłuż brzegu,

aż dotarła do skały. 

Zatrzymała się, patrzyła na morze

 i nie widziała nic prócz wody bez końca. 

Dzovinar i jej służąca usiadły na brzegu i płakały.

Zmęczone już były chodzeniem i spragnione;

– Ta woda taka słona. Ach, gdybyśmy miały choćby kroplę,

by ugasić pragnienie.

Służąca szukała wokół, ale nie znalazła pitnej wody. 

Dzovinar zawołała:

– Boże mój, pokaż nam źródło 

i poprowadź swym światłem w wieczornym mroku!


I wtedy z woli Bożej morze się rozjaśniło

i pojawiło się źródło słodkiej wody

tryskające ze skały.

Woda oblewała skałę

i trzeba było do niej dopłynąć.



Dzovinar zdjęła ubranie, popłynęła do źródła.

Złożyła ręce i wypiła całą garść

i jeszcze pół garści wody życiodajnej.

Wtedy z tej wody żywej, życiodajnej jak wiosna,

Dzowinar poczęła, a źródło nagle wyschło.


Wróciła do swych towarzyszy 

i wszyscy poszli do domu,

do jej ojca, króla Gaika.


Armia kalifa wyruszyła rano. 

Król Gagik dał córce posag i posłał ją ze sługami

Do miasta pogańskiego Kalifa.

Kalif zachwycony jej przybyciem

Wydał znów ucztę weselną przez siedem dni i nocy.


Potem zbudował dla Dzovinar osobny pałac, 

Przesłał jej jedzenie i picie

i rozkazał: – Nie wychodź z pałacu. 

Została Dzovinar Hanum w siedmiu komnatach.

Zamknęła księżniczka za sobą siedmioro drzwi, 

i pogrążyła się w smutku.

Czas mijał i widziała Dzowinar, że jest w ciąży.

Wiedziała, że poczęła z wody żywej,

Ale nie ujawniła tego Kalifowi.

Kiedy Kalif usłyszał, że dziewica jest w ciąży,

Powiedział: – Nie z mojego to jest nasienia.

Wezwał swojego wezyra i zapytał:

– Czy dajesz wiarę w to, co się stało?

Cóż zrobimy, wezyrze?


Odrzekł wezyr: – Obyś żył wiecznie, królu,

zabijmy ją.

Przywolali kata:

– Idź, utnij jej głowę.

Naczelnik dworu przyszedł do Dzovinar i powiedział:

– Król kazał mi uciąć ci głowę. 

Dzovinar Hanum powiedziała: 

– Czy twój Kalif nie zna sprawiedliwości? 

Czy on nie wie, że przez uśmiercanie

Kobiety w ciąży

Zabiera dwa życia na raz?

Odejdź i powiedz kalifowi, niech czeka, aż urodzi się dziecko,

wtedy zobaczymy, jakie to dziecko;

wtedy może mi odciąć głowę.

A jeśli chcesz wiedzieć, rzekła,

byłam dziewicą, kiedy opuściłam dom ojca

i nadal jestem dziewicą.

Z woli Bożej moje dziecko zostało poczęte, 

z wody żywej, którą piłam nad jeziorem.


Naczelnik wrócił do Kalifa

i przekazał wszystko, co jego żona,

Dzovinar Hanum, powiedziała.

Rzekł Wezyr do kalifa:

– Prawdziwie mówi Dzovinar Hanum.

Poczekajmy, aż dziecko się urodzi,

wtedy utniemy jej głowę.

Postanowili poczekać do narodzin.

Ostrzegł go Kalif: – Nie zbliżaj się do niej.

Zgodnie z jej życzeniem poczekamy, aż dziecko się urodzi. 

Pamiętaj, jestem jej panem, Dzovinar jest moją żoną.

Nie wtrącaj się.


Czekali.

Minęło dziewięć miesięcy, dziewięć dni, dziewięć godzin,

i dziewięć minut.

Dopełnił się czas Dzowinar, urodziła bliźnięta.

Jedno było dużym dzieckiem, drugie małym dzieckiem. 

Przyszedł ksiądz Melkiset i ochrzcił chłopców. 

Dużego nazwał Sanasar,

Małego nazwał Bagdasar. 








wtorek, 21 grudnia 2021

Eseje Edwarda Boyé. Esej trzeci, 1923.

 

Giovanni Boccaccio

Żywot Dantego


wstęp E. Boyé



PIERWSZA MONOGRAFJA dantejska: „Ży­wot Dantego" została napisana prawdopo­dobnie między rokiem 1357, a 1362, a więc w trzydzieści parę lat od śmierci Dantego. Niektórzy krytycy włoscy; wśród nich i Fran­cesco de Sanctis, zaliczają „Żywot Dantego" do wczesnych dzieł poety, widząc w książeczce Boccaccia wyraz młodzieńczego zachwytu, po­dziwu i kultu dla autora „Boskiej Komedji", natomiast Macri Leone, Hauvette  twier­dzą, że monografja powstała w latach twórczej dojrzałości, przed powołaniem Boccaccia do Florencji, gdzie w kościele San Stefano miał wykładać teksty „Boskiej Komedji". 

Scartazzini uważa „Żywot Dantego” nie za biografję, ale za pierwszy romans historyczny włoski i pogląd ten jest bodaj najsłuszniejszy. Przerzucając bowiem choćby pobieżnie utwór, widzimy, że nie przemawia do nas ani myśli­ciel, ani krytyk, tylko plotkarski, naiwny gawędziak i średniowieczny erudyta.

Pojęcie krytyki historycznej jest mu najzupeł­niej obce, zaś celem jego zamierzań jest nie tyle biografia, ile apologja poety, rozsławienie cnót i zasług Dantego, „aby nie mówiły nacje po­stronne, iż ojczyzna czarną niewdzięcznością mu się odpłaciła." 

Jako biograf, Boccaccio puszcza wodze swej po­etyckiej fantazji i wyobraźni, nie troszczy się o sprawdzenie źródeł, czerpie materjał po części z kroniki Villaniego,  a po części z tradycji ustnej, zaś tam, gdzie mu materiału brak, nadrabia erudycją, obciążając dziełko nadmiernym i niepotrzebnym balastem. Często go przytem pamięć zawodzi, przez co popełnia grube, choć tak łatwe do sprawdzenia błędy, jak nprz. w rozdziale drugim, gdzie utrzymuje, że Dante urodził się za pontyfikatu Urbana IV. Deklamacje, tyrady pompatyczne, ozdobne, re­toryczne zwroty, wyrzuty, nagany i zaklęcia są własnym wynalazkiem autora, natomiast inwe­ktywę, rzuconą na kobiety zapożycza Boccaccio od Teofrasta, a ustęp o „Kunszcie poetyckiem“ od Petrarki. 

Chcąc mówić o Dantem, zaczyna ab ovo od fi­lozofii Solona, od greckiej i rzymskiej republiki, od założenia Florencji, od rodu Elizeuszów i Frangiapanich i tak bez końca. Niewyczer­pane są zaiste źródła jego erudycji! Biblja, mito­logja, teologja i poezja miesza się z sobą; obok Mojżesza i Nabucbodonozora jest Saturn, który „wszystkie swe dzieci pożarł", jest Hektor, Priam, Homer, Scypjon, Kato, są miasta grec­kie, które mają służyć za przykład dla „niewdzięcz­nej Florencji" jest laur, drzewo Feba i są wresz­cie też bajeczki  i podania ludowe, tak nieodłączne od wielkich postaci historycznych. 

Mówi więc Boccaccio o uroczystości w domu Folca, o rozmowie dwóch kobiet w Weronie, o zda­rzeniu przed domem aptekarza, a wreszcie komentuje szczegółowo sen, zesłany na matkę poety! Przebrnąwszy przez las scholastycznych rozu­mowań, subtelnych dyssertacji i legend, spostrze­gamy, że nie dowiedzieliśmy się literalnie nic o życiu duchowem wielkiego poety i że cały „Żywot" sprowadza się właściwie do paru skąpych wiadomości o zewnętrznych wypadkach życia Dantego. 

Nie możemy jednak wymagać od Boccaccia tego czego nam dać nie jest w stanie, t. j. odczucia i zrozumienia duszy twórcy „Boskiej Komedji". Mistycyzm, platonizm i żar scetyczny ((?)), pozosta­je mu dziedziną najzupełniej obcą, przykładem pod tym względem najcbarakterystyczniejszym może służyć rozdział „O miłości do Beatryczy". Podczas gdy do dnia dzisiejszego postać Beatryczy osłonięta jest nieprzeniknioną mgłą ta­jemnic., Boccaccio nie tylko wie, że była ona córką Folca Portinari *), ale także z matema­tyczną ścisłością oznacza, iż spotkanie nastą­piło w domu Folca, w dniu pierwszym maja i na poczekaniu zmyśla romans zawiązany jakoby między dwoma dziećmi. 

*W „Comento sopra la Commedia“ (Lez. VIII Ediz. milanese 1.104) powraca Boccaccio jeszcze raz do osoby Beatryczy, a żony Szymona de Bardi. mówiąc, że zasięgnął o niej informacji, od jakiejś osoby wiarogodnej „Secondo la relazione di fede degna persona, la quale la conobbe e fu per consanguinita strettissima a Lei).

W jednym z najpiękniejszych erotyków misty­cznych "Io mi son pargoletta“ przedstawia Dan­te Beatryczę, jako anioła, zeszłego ku niemu z Raju: 

Maleńka jestem, dorodna i młoda,


By was ucieszyć zeszłam tutaj w gości, 

Z krainy piękna i nieśmiertelności 

Boccaccio nie mogąc zrozumieć tej miłości mi­stycznej, wykłada ją na swój sposób, bardzo dosłownie i bardzo po ziemsku.
Aniołeczek tracąc wszelkie idealne cecby, staje się postacią z krwi i ciała; z nadziemskich wy­żyn Dantego przechodzimy od razu do fizjologji i anatomji. 

Oto jak się przedstawia Beatrycze oczom pro­fana Boccaccia: 

„Czego trzeba do przyjemnej twarzy, wszystko się tu zeszło, a więc rysy bardzo kszałtownie ułożone i liczka, prócz nadziemskiej krasy, takim wdziękiem, taką modestją tchnące, iż wielu mie­niło ją być aniołeczkiem." 

Fakt że, dziewięcioletni chłopiec mógł się zakochać w ośmioletniej dziewczynce, wydaje mu się bar­dzo dziwny; poszedłszy więc po rozum do głowy, kładzie tą miłość na karb różnych sprzyjających okoliczności: O której godzinie się to stało nikt nie wie, dość, że różne cirkumstancje Dantego k'temu przywiodły, iż w chłopięcym wieku już stał się miłości sługą żarliwym. A działać tu mogła, tak dobrze przyrodzonych skłonności i obyczajów zgodność, jak moc niebios ukryta i wesołość ogólna, którą w czasie biesiad i godziwych rozrywek częściuchno widujemy, kiedy to nie tylko dusze płochych otroków, ale i mężów statecznych nieprzepartej lubości różnych) uciech podlegają". 

Później przychodzi kolej na małżeństwo. Zawzięty wróg usankcjonowanej miłości, anty­feminista, wykarmiony na dziełach Teofrastata,  Walerjusza Morolfa i innych, przemawia stylem podobnym do stylu „Labiryntu miłości": "O umy­sły ciemne, o próżne zamysły wielu śmiertelni­ków! Ileż to razy skutki wynikłe zamiarom wa­szym wspak stawają"! 

„Zaliż najdzie się głupiec takowy, który by lu­dziom radzić śmiał, aby dla orzeźwienia się, po­rzucali słodkie niebo Italji i na palące piaski pustyni Libijskiej wędrowali? Jakiż to lekarz zechce gorączkę z ciała płomieniami wypędzać zaś mróz w kościach śniegiem i lodem przemagać? Wierzę, ów lekarz i ów doradca szalony, to nikt inny, jak jedno ów, który wierzy, iż w nowem stadle, dawnej miłości burze się uciszą."


Dante, według słów Boccaccia, zapomniał szybko zarówno o żonie, jak i o Beatryczy i oddał się miłostkom; ale grzech rozpusty i zbytniej lubieżności nie wydaje mu się znów tak wielkim wy­stępkiem, skoro wdziękom niewieścim nie mógł się oprzeć Jowisz, Herkules, Parys, Adam, Salomon, Herod, no i on sam, Boccaccio.

Dla spraw publicznych wykazuje Boccaccio na ogół mało do zrozumienia i przypomina w tem naszego Reja, który „człowiekowi poczciwemu" radzi aby „staniku swego spokojnego pilnie strzegł" i o urzędy publiczne nie bardzo się troszczył. Autor Dekameronu, przedstawiciel "societa borghese", „tranguillitatem et felicitatem sectator" – według trafnych słów Niccola Accinoli, nie rozumie już heroizmu epoki poprzedniej, wielkich namiętności i walk z okresu qwelfów, qbibellinów, mówiąc w ogólności, całego tego ducha wieku XIII, który za czasów Boccaccia już za­nikł, a z którego pozostały jedynie formy. 

Dante zamyka w literaturze wloskiej świat mistycznej ekstazy i wizji. Boccaccio otwiera świat nowy, gdzie realizm zajmuje miejsce idealizmu, romans i nowela miejsce liryki.

Autor „Dekameronu" jest więc antytezą Dantego  a jego „Żywot" nie mając prawie żadnej war­tości biograficznej, jest wyrazem duszy człowieka, który tworzył się we Włoszech na rubieży dwócb kultur: zmierzcha­jącego średniowiecza i narodzić się mającego, renesansu. 

–  –  –  –  –  –  –  

Przekład niniejszy był zadaniem dość trudnem. Styl Boccaccia jest tak zawiły i niejasny, uję­cie myśli częstokroć tak niedołężne, że tłumacz miejscami odgadywać musiał, o co właściwie autorowi chodziło. Przytem dziełko przełożone językiem współczesnym zostałoby pozbawione całego tego uroku naiwności i prymity­wizmu, który tchnie z kart oryginału. Zwróci­łem się więc do Reja i Kochanowskiego, a choć na mych omówieniach i pewnej licencji poetyc­kiej ucierpiała nieco wierność filologiczna, niech­że powetuje tę stratę czytelnikowi polskiemu, archaiczny charakter i forma przekładu, odzwierciadlające dość wiernie ducha włoskiego oryginału. 

Tłumacz wyraża na tem miejscu serdeczne po­dziękowanie p. Julji Dicksteinównie, która nie szczędziła mu swych cennych wskazówek, komentując wielokrotnie najtrudniejsze ustępy „Żywota". 


Kraków w marcu 1923 roku. 


niedziela, 19 grudnia 2021

Eseje Edwarda Boyé. Esej pierwszy, 1922.


Seria kilku następnych postów zawierać będzie wybrane eseje Edwarda Boyé – przedmowy i posłowia do jego własnych tłumaczeń. Wszystkie one są do przeczytania w sieci, zwłaszcza na Polona.pl, w skanach książek przedwojennych głównie. Nieco zmodernizuję dawną pisownię, ale nie w każdym kompletnie przypadku, gdyż jej staroświeckość bywa niekiedy urokliwa. Jeśli czasem dopiszę jakiś komentarz, lub dodam uwagi w oryginalnym tekście, będzie to zaznaczone podwójnymi nawiasami. Przypisy autorskie w oryginałach wyodrębniam czcionką kolorową i gwiazdkami. Na początek pierwszy z dostępnych: wstęp do tłumaczenia “Labiryntu miłości”.





Labitynt miłości albo skrzeczący kruk

G. Boccaccio



wstęp E. Boyé


Dwukrotnie odmalował nam Boccaccio dolę zdradzonych kochanków w „Filostrato“ i w „Corbaccio“. We wczesnej młodości, kie­dy zachwycał się kobietami, kiedy troski i zmartwienia miłosne zbyt poważnie brał do serca, zdawało mu się, że tylko w formie epicznej przedstawić można losy nieszczę­śliwego. Tak powstało „Filostrato", opowieść miłosna o Troilusie i Gryzeidzie. Bohater nie może przeżyć zdrady ukochanej, szuka śmierci w bitwie i ginie wreszcie z rąk Achillesa. Wszystko tu jest pompa­tyczne i koturnowe. 

Z biegiem lat wyleczył się jed­nak Boccaccio z naiwnych złudzeń, ochłódł niezmiernie w stosunku do kobiet i uświadomił sobie, że niewierność kobieca jako temat, zasługuje co najwyżej na satyrę komiczną. 


Między wczesnemi utworami Boccaccia, a „Skrzeczącym kru­kiem” jest przepaść tak głęboka, idealny kochanek Fiammetty tak w niczem nie przypomina męża, któ­ry zbłądził w „Labirycie miłości”, że należy sobie uświadomić nieco ewolucję poglądów autora i historję jego życia, aby dzieło dobrze zro­zumieć. 


Kiedy młody poeta przybył do Neapolu, łatwo zapalne jego serce nie było obojętne na wdzięki kobie­ce. W Ameto i sonetach „Dietro al pastor d' Ameto alle materne” i "Due belle donne nella mente Amore" wspomina, że kochał się w dwóch damach Pampinei i Abratonii. 

Wszystkie te miłostki zniknęły jednak z powierzchni ziemi, kiedy dwudziestoletni student w świętą sobotę 27 marca 1334 roku w koś­ciele San Lorenzo Maggiore zoba­czył piękną Marję, nieślubną córkę króla Roberta. W oczach świata uchodziła ona za dziecko hrabiego Aquino, wychowywała się w klasz­torze, ale habitu nie przybrała i poz­woliła się nakłonić do zamążpójścia. 


Po paru latach względnie szczęśliwgo pożycia, w „ową feral­ną sobotę” poznała człowieka, któ­ry miał się stać jej „jedyną, pierw­szą i ostatnią miłością”((????chyba według wyobrażeń poety)). W kościo­łach i towarzystwach neapolitańskich szukał Boccaccio okazji zbli­żenia się do Marji, aż mu się wreszcie udało zapoznać z jej mężem, zdobyć jego sympatję i łaska­wość.

Młody poeta nie mógł się us­karżać na brak wzajemności. Marja walczyła z początku między obowiązkiem, a uczuciem, zaś wielbiciel stawał się coraz śmielszy i natarczywszy. Wreszcie, gdy mąż Fiammetty wyjechał latem do Capui, najśmielsze nadzieje i marzenia urzeczywistniły się. Nadszedł szczęśliwy czas wzajemnej miłości, otoczonej głęboką tajemnicą.


Boccaccio opiewał ukochaną pod imieniem Fiammetty (Płomy­czek), ona nazywała go Panfilem, albo Galeonem. Dla Marji napisał poeta większą część swoich wierszy lirycznych, opowiadających o róż­nych fazach miłości. W sonetach „Amor, se questa donna non s’infinge” i „Com’io veggo bella donna e cara” daje wyraz szczęśliwym na­dziejom, upaja się własną radością. Szczęście nie było jednak zbyt dłu­gotrwałe i Boccaccio zaczyna się skarżyć na zbyteczną powściągliwość surowość i na niewierność uko­chanej. 


Wkrótce Marja zwróciła się ku innemu mężczyźnie. Poeta ucieka z pięknych Baji „miejsca zdrady”, boli go obojętność ukochanej, ale obiecuje sobie, że wszystko naprawi się za powtórnym zobaczeniem się. Nadzieje te jednak nie miały się nigdy urzeczywistnić. Podczas po­ bytu Boccaccia we Florencji, Fiammetta umarła.

Oto krótka historja uczucia, owocem którego były dzieła: „Filostrato”, „Amorosa visione”, „Ninfaie Fiesolano”, Fiammeta i inne. 


Śmierć ukochanej pozostawiła po sobie głębokie ślady w duszy Boccaccia. Fiammetta wykarmiła jego miłość i sztukę, lata rozłąki i ból wyszlachetniły duszę, którą za­płodnił Dante, otwierając jej nieskończone perspektywy idealizmu. W cyklu sonetów na śmierć Fiammetty apoteoza jej ma formę zapożyczoną od Dantego i Cino da Pistoia. Są w nich nuty serdeczne i szczere: "Czego szukasz nierozumny, czego się rozglądasz naokół? W proch zmieniło się ciało, któregoś ongi pożądał tak namiętnie. Podnieś wzrok ku niebu, tam błyszczą teraz oczy jej, jak dwie gwiazdy”. I poeta dąży za wizją ukochanej! Życie i świat opustoszały mu zupełnie i pragnąłby umrzeć. 


„O Dante, – śpiewa, – jeśli prze­bywasz w sferze miłości, patrząc na Beatryczę, która zawezwała cię do siebie, jeśli miłości tam się nie zapomina, spełń moją prośbę. Wiem, że Fiammetta, przebywając wśród zbawionych dusz trzeciego nieba, widzi moją tęsknotę, niechże się więc zmiłuje nade mną i wyprosi u Boga, abyśmy się znów połączyli.

"Gdyby blask jej zbawionych oczu uciszył moje cierpienia i łzy osuszył, słuchałbym teraz śpiewu aniołów. Ale oto obawiam się, że skrzydła moje są zbyt słabe, że nie wzniosą się z pustyni świata w wiekuistą światłość i ciszę." *


*A far ti fia assai cosa leggiera

Io so che, intra anime piu liete

Del terzo ciel, la mia Fiammetta vede 


L’affanno mio dopo la sua partita: 

Pregala, se l’gustar dolce di Liete 

Non la m ’ha tolto, in luogo dimercede 

A sé m’impetri tosto la salita. 

((Boccaccio. Rime CII. 1374, po włosku podany fragment sonetu, ale tłumaczenie powyżej z całości))


Jeśli w sonetach tych retoryka upiększyła prawdę uczucia, to w sonetach LXXIII, LXXXI, LXXXVII znajdujemy szczere wyznanie, czem właściwie była dla poety kobieta, którą kochał. Dante i Petrarka pod imionami Beatryczy i Laury opiewali ideały, które na ziemi egzystować nie mogły. Inaczej się jednak miało trochę z miłością Boccaccia, w której strona zmysłowa niepoślednią odgrywała rolę.


Wysławiane bóstwo, to żywa kobieta, „che mangia e bee e dorme e veste panni” ((która je i pije i śpi i ubiera się – cytat z Dantego: Inferno, Canto XXXIII)). W „Amorosa visione ” rozwija co prawda poeta ten­dencję ascezy, sprawy ziemskie uważa za puste i głupie, ale jedno­cześnie lubuje się ponętami świata i kobiecego uczucia, malując bo­gactwem fantazji rozkoszne obrazy. Uwidocznia się tutaj jego natura, obca wszelkiej ascezie, niezdolna do ucieczki od życia! Droga zba­wienia, ku której wiedzie go Fiammetta, jakżesz odmienna jest od drogi Dantego i Beatryczy! 


Po śmierci Marji, będąc już człowiekiem dojrzałym, nie zobo­jętniał Boccaccio w stosunku do kobiet, jak Guido Cavalcanti, Dante i Cino. Ale uczuciowość i tempe­rament nie wystarczały, aby go pod­nieść na wyżynę, ożywić siłą mi­łości platońskiej, którą tak wysła­wiał w monografji o Dantem ("Vita di Dante”). 


Wraz ze zgonem Fiammetty zbladły promienie ideału, których blask strzegł od życiowego brudu. Boccaccio znów się stał Dioneo z pierwszej części Decamerona, świa­domość tej niekorzystnej przemiany nękała go i napawała wstrętem do samego siebie. 


Przebył już zresztą połowę wieku, odmierzonego człowiekowi, liczył więc lat 35, zgodnie z wierszem dantejskim: „nel mezzo del cammin di nostra vita”, a wraz z zbli­żającą się starością przyszła re­fleksja, rozpamiętywanie przeszłości, zwątpienia, wyrzuty i rozpacz, że oto życie w pustych uciechach i rozkoszach zmarnotrawiło się bez­płodnie.

„Czas już zaprzestać miłości, – mówi Boccaccio do siebie – za­czynasz siwieć!” 


Poważni ludzie mówili mu, że jego miejsce, jest na Parnasie, że nie przystoi mu uganiać się za spódniczkami. Zapominał o pierwszem, zbyt skwapliwie pamiętał o drugiem. 

Surowość w stosunku do siebie, żal i skrucha za grzechy doprowa­dziła poetę do negacji twórczości poprzedniej. Wszystko to nie odbyło się oczywiście bez walki, której ślady możemy odnaleźć już w drugiej części Decamerona. Charakter ostat­niego dnia opowieści, niepodobny jest do dni poprzednich; milknie po­woli beztroski śmiech, nastrój poważnieje. 


W Decameronie też (VIII. 7) znajduje się opowieść, którą ponie­kąd uważać można za symptoma­tyczną zapowiedź przyszłego, sarkastycznego nastroju w stosunku do kobiet. 

Uczony człowiek, Rinieri, za­kochał się w złośliwej i przewrotnej wdowie florenckiej. Mszcząc się za zniewagi i drwiny, wciągnął ją w zasadzkę i trzymał nagą przez cały dzień na wieży, podczas strasznego upału, patrząc jak muchy i bąki dokuczały jej pięknemu ciału. Kara ta według mniemania Rinieri była jednak bardzo lekka. „Mogłem schwycić za pióro i napisać o tobie rzeczy takie, żebyś prze­klinała dzień swego narodzenia”. Moc pióra jest bardzo wielka, więk­sza, niż ludzie na ogół sądzą. "Wy­dzierałabyś sobie włosy, ze wstydu przed ludźmi i przed sobą samą, czytając moje słowa. Dlatego radzę ci nie zaczepiaj nigdy ludzi mądrych, zemsta ich bowiem jest straszną!" Pogróżki scholara urzeczywistnił później autor „Corbaccia”. 


Rozwiązłość Decameronu, sa­tyryczne wycieczki Guido Cavalcanti i Cecco Angiolieri bledną wobec tej zawziętej satyry, pełnej motywów Juvenala. 

Przyczyną wielkiego gniewu, był jakiś fakt życiowy. Wiemy tylko tyle, że starzejący się już autor, zakochał się w jakiejś wdowie* 


*Do wdów miał Boccaccio w ogóle jakąś nieuzasadnioną sympatję. W „Filocolo“ królowa Feramonte radzi młodzieńcowi, aby zawsze wybierał wdowy, jeśli ma do wyboru między mężatką, dziewicą i wdową. Zachował się żartobliwy sonet, skierowany do Antonia Pucci. 


On’dio ti dico, come padre a figlio 

Che per viduetta lascia stare il giglio.


((w uwspółcześnionej wersji:


Onde ti dico, come a padre figlio,

che per la vedova abbandoni il giglio.


mówię ci, jak ojciec synowi,

zajmij się wdową, a nie lilią))


Ta pokazała list miłosny swemu kochankowi i kumoszkom i Boccaccio padł ofiarą drwin i szyderstw. Obrazę wziął bardzo do serca, chciał sobie nawet życie odebrać, ale później zastanowił się, ochłonął i dał ujście nienawiści, pisząc satyrę. 


Nieprzyjemna awantura miłosna miała ten skutek, że autor stał się zaprzysięgłym wrogiem kobiet. Nie zważając już na nie, pogrążył się cał­kowicie w studja humanistyczne. 

Na satyrę Boccaccia odziałały silnie wpływy Dantego i Juvenala. Satyryk rzymski dał barwy do re­alnego obrazu obyczajów. 


Zawzięta namiętność wyol­brzymia tutaj cyniczną prawdę i ob­dziera ją z wszelkich zasłon. Nu­rzamy się w błocie życiowem i ulegamy sugestywnej sile stylu, nie dostrzegając niczego, poza pos­tacią złej żony. Staje się ona dla nas środkowym punktem akcji i je­dynym celem, tak że zapominamy o alegorjach. A jednak te wszeteczne, żywe opisy nie wyczerpują treści książki. Ze sprośnością łączy się tendencja moralizatorska i reli­gijność, jak to się często zdarzało w utworach średniowiecznych. 


Boccaccio pisze wszak satyrę swoją w porywie wdzięczności za łaskę, którą go obdarzyła Najświętsza Panna Marja. Chce się przyczynić do Jej chwały i prosi, aby Bóg oświecił mu rozum i w pracy do­ pomógł. Wierzy w swoje posłan­nictwo, wie, że pożytek i pociechę ludziom przyniesie! 


I oto w tej legendzie alegorycznej  miłość zmysłowa wyobra­żona jest, jako czyściec z perspe­ktywą piekła w głębi; mroczna do­lina odpowiada dzikim lasom, gdzie zabłądził Dante. Obydwaj nie wie­dzą, jak dostali się w te straszne miejsca. Obydwóch ratują przewod­nicy niebiescy, posłani przez Matkę Bożą. Alegoryczne słońce poznania i prawdy oświetla umysły. Dante przez piekło i czyściec wznosi się aż do Istoty Najwyższej. Boccaccio wychodzi z „Labiryntu miłości" z silną żądzą zemsty, którą mu wpoił duch, posłany przez Boga. 

Obydwaj, znalazłszy się na drodze właściwej, gotowi są paść dziękczynnie na kolana przed swymi wybawicielami. 


Autor „Boskiej Komedji” też bywa realny, realizm ten jednak nie stoi w sprzeczności z ogólnym to­nem poematu. U Boccaccia tej harmonji brak. Sam on czuje dobrze, że duch przemawia „nie bardzo po duchowemu", ale broni się sofizmatem:

„Nie każdą chorobę uleczyć można przez stosowanie przyjem­nych i wonnych środków, dlatego mądry lekarz, aby chorego uzdro­wić niejednokrotnie chwyta za lekar­stwa przykre, a nawet śmierdzącej. 


Z głupią miłością mężczyzny rzecz się ma podobnie. Jedno złe i do­bitne słowo pomoże więcej, niż ty­siąc milutkich i przyjemnych słówek. Przybyłem tutaj zgodnie z wolą Pana, aby cię ratować, a po­nieważ czasu mam mało, muszę więc stosować lekarstwa, które dzia­łają piorunująco". 


Świeckie i ziemskie myśli nie opuszczają ducha ani na chwilę; opowiadając o ohydach żony, chce on ulżyć sobie i dać folgę nienawiści. 

Od charakterystyki słabości ko­biecej przechodzi autor odrazu do zawziętego, rygorystycznego poglądu na kobietę, jako na istotę niższą, niezdolną do dobra. Na świecie rządzą mężczyźni! „Wywyższył Bóg Adama nad wszystkie stworzenia i nazwał je od jego imienia. To samo uczynił z ową pierwszą kobietą, która przez swoją żądzę, nieposłuszeństwo i sztukę kuszenia stała się przyczyną naszego nieszczęścia. Ów porządek zachowany został u wszystkich ludów; na czele wszystkich królestw, księstw, wszy­stkich świeckich i duchownych in­stytucji stoją mężczyźni, a nie ko­biety. 


Najnędzniejszy mężczyzna, jeśli tylko ma zdrowy rozum jest więcej wart od najwybitniejszej kobiety. Obok aniołów jest zatem mężczyz­na najdoskonalszą istotą, jaką Bóg stworzył". 

A on zaś, Boccaccio, zaślepił się i poniżył wobec zepsutej i złej staruchy!! 

Zaczyna się tedy pieśń bezprzykładnej zemsty za zadraśniętą ambicję, albo raczej za fizjologiczny, samczy zawód. 


Ta nieprzyjemna strona pamfletu uderza w oczy. Konflikt mię­dzy ideałem a rzeczywistością tak charakterystyczny dla wieków śred­nich odbywa się w duszy autora. Tęskniąc do życia czystego, do niebiańskości, pragnie wmówić w sie­bie, że miłość jest grzechem i uczy się nienawiści do niej, przywołując na pamięć najwstrętniejsze i najbrutalniejsze szczegóły. Ascetom ówczesnym patrzenie na trupa dopomagało wszak do rozmyślań nad śmiercią! 


Anty-feministycze kierunki w społeczeństwie średniowiecznem, które tak dziwnie godziły się z idealizacją kobiet znane są zbyt dob­rze. Karmiły się one sentencjami Siraka, Secunda i Morolfa, odzwier­ciedlały w fablieaux i tematach bajki i wychowały także swoją lite­raturę teoretyczną, poczynając od popularnego traktatu Teofrasta (Li­ber aureolus Theophrasti de nuptiis), i od „Roman de la Rose" aż do Walerjusza („Epistoła Valerji ad Rufinum de uxore non ducenda") do Andrzeja Capellana („De amore„) i Matheola. ("Les lamentations de Matheolus et le livre de Leesce de Jehan Le Fevre de Besson“). Czy Boccaccio znał te utwory, czy nie, rzecz to obojętna. Stał się antyfeministą pod wpływem do­świadczeń życiowych. Idealny ko­chanek Fiammetty, wesoły gawę­dziarz Decameronu przemienił się nagle na zawziętego wroga płci pięknej.


W pismach młodzieńczych, idąc za przykładem poetów „il dolce stil nuovo” maluje Boccaccio kobiety nie tylko, jako istoty ziemskie, ale też często, jako ideały wyposażone we wszelkie możliwe cnoty. 


W „Filostrato" zamiast do muz i do bogów, zwraca się z inwo­kacją do Fiammety. Między kobietą zakochaną a muzą nie ma więc żadnej różnicy. Stanowią one nierozłączną jedność. 


Teraz zaś rzecz ma się nieco inaczej:

„Winieneś pracować, tworzyć i ćwiczyć ducha, aby dążył do doskonałości i pomnażał sławę swoją nie tylko przez słowa, ale i przez czyny. W leśnych samotniach nie opuszczą cię nimfy Kastalskie, do których kobiety daremnie upo­dobnić się pragną. Piękność ich nie zapali w tobie płomienia grzesznej żądzy, a cnoty będą służyły przykładem do czynów szla­chetnym i prawych. Idź więc teraz z powrotem do swoich wdów, albo lepiej djablic, gdzie nic prócz smro­du nie znajdziesz!

O słusznie postąpiłyby muzy prze­pędzając od siebie, jako niegodnego! Skierowałeś swoją grzeszną żą­dzę ku kobietom, a teraz bezwstyd­ny, upodlony i moralnie brudny po­wrócić chcesz znów do nich". 


„Tempora mutantur et nos mutamur in illis". 

–  – – 


„Labirynt miłości" jest ważnym dokumentem kulturalno-literackim z epoki przedrenesansowej. Satyra Boccaccia cieszyła się wielką popularnością; we Włoszech docho­wało się do dziś dnia około trzydziestu odpisów ręcznych. W wieku XVI i XVII drukowano ją często pod tytułem „Laberintho d’amore". W wydaniach z roku 1586, 1597, 1663 i 1616 do satyry dodawano jeszcze djalog miłosny. „Dialogo d’amore", którego jednak Boccaccio nie napisał. W przekładzie pol­skim książka ukazuje się po raz pierwszy.


Nie starałem się zupełnie o złagodzenie wyrażeń drastycznych chcąc oddać ducha oryginału ze wszystkiemi jego właściwościami. Skracałem jedynie i upraszczałem styl Boccaccia, lubujący się w zawiłych, scholastycznych okresach, zwłaszcza tam, gdzie autor jednę i tę samą myśl kilkakrotnie, aż do znudzenia powtarza.


Monachjum w lipcu 1922 roku.