piątek, 15 kwietnia 2022

Gdy coś nam nie idzie...

 ...tak, jak byśmy chcieli, trzeba się poklepac dłonią w jedną skroń, a potem w drugą.



piątek, 8 kwietnia 2022

Nominacje do Bookera 2022. Pierwsze strony.

 

Pierwsze strony powieści z krótkiej listy tegorocznych nominacji

do Międzynarodowej Nagrody Bookera


https://thebookerprizes.com/the-booker-library/prize-years/international/2022




BORA CHUNG

Przeklęty królik


Głowa


Już miała spuścić wodę.

"Mama?"

Spojrzała za siebie. Jakaś głowa wystawała z sedesu i mówiła do niej.

"Mama?"

Kobieta patrzyła na to coś przez chwilę, a potem spłukała sedes. Głowa zniknęła w ostrym strumieniu wody. Kobieta wyszła z łazienki.


Kilka dni później znów zobaczyła tę głowę w ubikacji. "Mamo!"


Kobieta sięgnęła do spłuczki. Głowa zabulgotała niewyraźnie, "N-nie, jedną chwilkę..."


Trzeba by raczej powiedzieć tak: "ta rzecz tylko przypominała głowę", bo nie była prawdziwą głową. Mniej więcej wielkości dwóch trzecich normalnej głowy wyglądała jak nieformena bryła żółto-szarej gliny z kilkoma kłaczkami mokrych włosów. Ani uszu, ani brwi. Dwie szparki zamiast oczu tak wąskie, że trudno powiedzieć, czy są otwarte czy przymknięte. Rozmemłana bryłka czegoś miękkiego udawała nos. Zamiast ust szpara bez warg, która wykrzywiała się okropnie, gdy mówiła, a słowa mieszały się jakby z gulgotem topielca i ledwo dało się je zrozumieć.


"Kim ty do jasnej cholery jesteś?" zapytała kobieta.

"Nazywam siebie głową," powiedziała głowa.

"Jak sobie chcesz, oczywiście," powiedziała kobieta,"ale co robisz w moim sedesie? I dlaczego nazywasz mnie swoją matką?

Głowa z wielkim wysiłkiem zdobyła się na odpowiedź bezkształtnymi ustami. "Uformowałam się z tych rzeczy, które pozostawiasz w sedesie, z twoich wyrzucanych tu włosów i z papieru toaletowego, którym się podcierasz."

Kobietę ogarnęła wściekłość. "Nigdy czemuś takiemu jak ty nie dałam pozwolenia na bycie w mojej toalecie. A przede wszystkim nie ja cię stworzyłam, więc nie nazywaj mnie swoją matką. I lepiej zniknij, zanim zawołam truciciela szczurów."





JON FOSSE

Nowe imię. Septologia VI – VII.



Widzę siebie przyglądającego się w bezruchu dwóm liniom przecinającym się w środku, jednej brązowej, a drugiej fioletowej, widzę też, jak malowałem te linie powoli tak grubymi maźnięciami olejnej farby, że płynny fiolet i brąz mieszały się pięknie w miejscu przecięcia się ich i myślę, że już mam dość patrzenia na ten obraz, tkwiący od dawna na sztaludze, może nawet kilka tygodni, więc albo zamaluję wszystko na biało, albo wyniosę na strych do skrzyń, gdzie trzymam obrazy, których nie chcę sprzedać, ale przecież tak myślę każdego dnia i już się zabieram za blejtram, a potem znów zostawiam, aż w końcu przychodzi mi na myśl, że ja, który spędziłem całe życie na malowaniu, na malowaniu olejnymi farbami na płótnie, tak, od dzieciństwa, więc że ja już nie chcę malować, w ogóle, że przyjemność malowania odeszła, jak sądzę parę tygodni temu, w ciągu których niczego nie namalowałem i ani razu nie wyciągnąłem szkicownika ze skórzanego plecaka, który wisi nad stosem obrazów, odłożonych na bok pomiędzy drzwiami do hallu i drzwiami do sypialni, że ja już bym na dobre przestał i wyzbył się sztalugi, tubek z olejami, tak, wszystkiego, tak, wyzbył się tych wszystkich rzeczy na stole w pracowni, które mają cokolwiek wspólnego z malowaniem, w pracowni która jest i salonem i studiem odkąd się tu wprowadziliśmy z Ales dawno, dawno temu, bo to wszystko już mi zawadza i mam tego dość, i chcę się stąd wynieść, i w ogóle nie rozumiem, co się ze mną dzieje...





MIEKO KAWAKAMI

Niebo



Któregoś dnia pod koniec kwietnia, na przerwie, otworzyłam mój piórnik z ołówkami i znalazłam pomiędzy nimi papierek złożony w trójkącik.


Rozłożyłam go, żeby zobaczyć, co jest w środku.

"Powinniśmy być przyjaciółmi."

Tylko to jedno zdanie. Cienkie litery, napisane mechanicznym ołówkiem, wyglądały jak rybie ości. Wstrzymałam oddech i zaczekałam chwilkę, zanim rozejrzałam się po klasie, wyglądającej normalnie jak zawsze. Dziewczyny z chłopakami w różnych grupkach prześmiewający się wrzaskliwie, jak to zwyczajnie na przerwie. Starałam się spokojnie składać podręczniki i zeszyty, a potem dla zyskania na czasie zaostrzyłam ołówek. Żeby przetrzymać do długiego dzwonka na trzecią lekcję. Zaszurały po podłodze nogi krzeseł. Nauczyciel wszedł do klasy i lekcja zaczęła się.


Ten napis na papierku to musiał być jakiś kawał, ale nie miałam pojęcia dlaczego towarzycho spróbowało tym razem czegoś tak subtelnego. Westchnęłam w duchu, pogrążając się w swojej zwykłej ciemności.


Tylko pierwszą notkę znalazłam w piórniku. Potem były przylepiane taśmą pod pulpitem ławki, zaraz brzegu, żebym mogła łatwo znaleźć. Z każdą taką notką dostawałam gęsiej skórki. Rozglądałam się ostrożnie po klasie, żeby tego nie zauważono, ale zawsze czułam, że ktoś obserwuje moją reakcję. Ogarniał mnie niepokój, bo nie wiedziałam, jak mam się zachować.





CALUDIA PIÑEIRO

Elena Knows

(Co wie Elena)


Cały trik polega na tym, żeby unieść prawą stopę, wystarczy na kilka centymetrów nad podłogę, w powietrzu przesunąć ją do przodu poza lewą stopę ile się da i opuścić. To wszystko, myśli Elena. Ale pomimo myślenia, pomimo rozkazu z mózgu, prawa stopa ani drgnie. Nie podnosi się. Nie przesuwa w powietrzu do przodu. Nie opuszcza się. Takie to proste, a nic się nie dzieje. No, więc Elena siedzi w kuchni i czeka. Powinna być o dziesiątej w pociągu do miasta; nie w następnym, o jedenastej, bo wzięła pigułkę o dziewiątej i nawet nie musi myśleć, bo wie, że musi być w pociągu odjeżdżającym o dziesiątej, zaraz po tym, jak lekarstwo zadziała i nakłoni ciało do wykonywania poleceń z mózgu. To się odbędzie niezwłocznie. Ale nie w pociągu o jedenastej, bo wtedy działanie lekarstwa prawie przeminie, a ona wróci do obecnego stanu, bez żadnej nadziei na skuteczność levodopy. Levedopa to chemiczna nazwa tego, co zacznie krążyć w jej ciele, gdy pigułka się rozpuści; od pewnego czasu zna tę nazwę. Levedopa. Tak powiedział doktor, a ona zapisała sobie na kartce sama, wiedząc, że nie rozczyta bazgrołów lekarza. Wie, że levedopa wędruje w jej ciele. Pozostaje czekanie. Przelicza sobie ulice. Powtarza ich nazwy z pamięci. Od pierwszej do ostatniej i od ostatniej do pierwszej. Lupo, Moreno, 25 de Mayo, Mitre, Roca. Roca, Mitre, 25 de Mayo, Moreno, Lupo. Levedopa. Tylko pięć przecznic do stacji, niezbyt dużo, więc powtarza nazwy ulic i czeka. Pięć. Jeszcze nie jest w stanie przejść tych przecznic, ale może po cichu powtórzyć sobie nazwy ulic. Ma też nadzieję, że nie spotka dziś nikogo ze znajomych. Że nikt nie będzie pytał jej o zdrowie i nikt nie będzie składał jej kondolencji z powodu śmierci córki.




GEETANJALI SHREE

Mogiła z piasku


Plecy

Bajka opowiada się sama. Może się opowiedzieć do końca, albo nie do końca, jak to bajki. Ta konkretna bajka ma zakończenie i postaci kobiet, które zjawiają się wedle własnego życzenia. A kiedy są kobiety i zakończenie, to opowiadanie jest gotowe. Właściwie wystarczyłyby tylko kobiety. One są opowiadaniami same w sobie, pełne emocji i szeptów ulatujących z wiatrem, zaplątujących się w źdźbła traw. Zachodzące słońce rozfalowuje ich fragmenty i układa w jaskrawe lampy zwieszające się z chmur. One rozświecą i naszą historię. Jej ścieżki rozwijają się i wiodą nie wiadomo gdzie, odchodzą na lewo i na prawo, plączą się i zawracają, pozwalając wszystkiemu i wszędzie wplątywać się w narrację. Wypłyną z wnętrza wulkanu i będą się cicho spiętrzać, jak bulgocąca przeszłość płynąca ku teraźniejszości, buchająca parą, żarem i dymem.

Historia mówi o dwóch kobietach. Oprócz nich są inne postaci, które przyszły i znikły, i takie, które przychodzą i odchodzą, i te, które zostają na stałe, ale nie są zbyt ważne, zaledwie wspomniane i w ogóle nie są kobietami. Na razie powiedzmy, że ważne są dwie kobiety, z nich jedna jest mała, a druga większa.

Oprócz nich występuje śmierć.

Dwie kobiety i śmierć. Będzie nam razem miło, nam i im, bylebyśmy tylko zasiedli gdzieś razem!

Dwie kobiety: matka i córka, jedna się zmniejsza, a druga rośnie. Jedna mówi ze śmiechem – Każdego dnia jestem mniejsza! Druga, zasmucona, nie mówi nic, widząc, że ciągle rośnie.

• 

(tłumaczenie powyższych fragmentów z przekładów angielskich – B.K.

oryginały tych tekstów można przeczytać tutaj

https://eightandhalfminutes.blogspot.com/2022/04/fisrt-pages.html)

• • •



OLGA TOKARCZUK

Księgi Jakubowe

PROLOG

Połknięty papierek zatrzymuje się w przełyku gdzieś w okolicy serca. Namaka śliną. Czarny, specjalnie przygotowany atrament powoli się rozpływa i litery tracą swą postać. W ciele człowieka słowo pęka na dwoje, na substancję i istotę. Gdy ta pierwsza zanika, druga, pozostając bez kształtu, daje się wchłonąć tkankom ciała, jako że istota nieustannie poszukuje materialnego nośnika; nawet jeśli ma się to stać przyczyną wielu nieszczęść.

Jenta budzi się, a przecież była już prawie martwa. Czuje to teraz wyraźnie, to jest jak ból, jak prąd rzeki, drganie, napieranie, ruch.

W okolicy serca wraca delikatna wibracja, serce bije słabo, ale równomiernie, pewne swego. W wysuszone i kościste piersi Jenty wpływa znowu ciepło. Jenta mruga oczami i z trudem unosi powieki. Widzi nachyloną nad sobą zmartwioną twarz Eliszy Szora. Próbuje się do niego uśmiechnąć, ale nie włada aż tak swoją twarzą. Elisza Szor ma ściągnięte brwi, patrzy na nią z pretensją. Jego usta poruszają się, ale do uszu Jenty nie dochodzi żaden głos. Skądś pojawiają się ręce – duże dłonie starego Szora, które sięgają do jej szyi i wędrują pod derkę. Szor nieporadnie próbuje odwrócić bezwładne ciało na bok i zajrzeć pod nie, na prześcieradło. Nie, Jenta nie czuje jego wysiłków, czuje tylko ciepło i obecność brodatego spoconego mężczyzny.

Potem nagle, jak za sprawą jakiegoś uderzenia, Jenta patrzy na wszystko z góry – na siebie samą i na łysiejący czubek głowy Szora, w tej szamotaninie z jej ciałem bowiem spadła mu czapka.

I odtąd tak już jest – Jenta widzi wszystko.