Nigdy jakiejkolwiek poezji nie tłumaczyłem, więc teraz z odwagą ingnoranta to zrobiłem, taki mi wyszedł początek tego poematu-niby-rapu (więcej już nie będzie). Tylko tytułu nie mam, choć najchętniej walnąłbym “Nad poziomy” (The Hill We Climb) z polską aluzją wiadomą, ale nie wiem, tu już bym z pewnością przegiął.
Już czas zapytać siebie samych,
Czy znajdziemy w tym bezkresnym cieniu światło?
Straty ciągle zaliczamy,
Brniemy i idziemy na dno.
Święty spokój to nie zawsze znaczy pokój,
To dodaje bestii śmiałości;
Są wielkie normy i drobiazgi życia zwykłe,
A nie ma zwykle
Sprawiedliwości.
Że świt jest nasz, nie wiedzieliśmy,
Ale zrozumieliśmy;
Coś nas zabolało i pokazało,
Że nie rozbity, a po prostu nie złożony jeszcze w całość
jest nasz naród.
*
styczeń 2021
W oryginale jest tak:
When day comes we ask ourselves
Where can we find light in this never-ending shade?
The loss we carry,
A sea we must wade.
We braved the belly of the beast;
We’ve learned that quiet isn’t always peace.
And the norms and notions of what just is
Isn’t always justice.
And yet the dawn is ours before we knew it.
Somehow we do it;
Somehow we’ve weathered and witnessed
A nation that isn’t broken but simply unfinished.