czwartek, 25 listopada 2021

CYPRIAN KAMIL NORWID Epos – Nasza


I

Z którego dziejów czytać się uczyłem, 

Rycerzu! – piosnkę zaśpiewam i tobie. 

Wysoki, właśnie obrócony tyłem

Do słońca, które złoci się na żłobie

I, po pancerzu przebiegłszy promieniem, 

Z osieroconym bawi się strzemieniem...


II

Liców twych – wyznam – opiewać nie mogę, 

Bowiem rozlałeś profil swój  na wielu.

Lecz serce? – czuję – i podzielam trwogę

O bohatyrstwo... stary przyjacielu!

Podzielam, mówię, gorącość i zapał, 

Których-em z dziejów twych usty nałapał.


III

Dziecina – pomnę – nad ciemnawą kartą 

(Bo nawet odcień pamiętam papieru) 

Schylony – z głową oburącz podpartą,

O! ileż, ileż ciągnąłem eteru

Z czytania, z księgi, z możności czytania?

I  jak smutnawo było mi dokoła,

Kiedy  już świeca gasła (rzecz tak tania!...) 

Albo gdy z starszych kto nagle zawoła,

Albo gdy widzę  już, że kilka tylko

Arkuszy – tak że końca dotkniesz szpilką!...



IV

Czylim cię kochał i czy prawdę piszę,

To wiedz ze wspomnień, które tu skreśliłem, 

Bom niepiśmienny  ja i mało grzészę

Twórczością: piszę – śpiewam – tak  jak żyłem...


V

To tak!... więc stajesz mi znów przed oczyma, 

Jak ongi, rdzawą osłonięty zbroją,

I smutek budzisz, co się wężem zżyma,

Bo i ja miałem Dulcyneę moją!


VI

To tak!... a śmiechu nie ma w tym, oj! nie ma –

Dla widzów chyba i dla czytelników,

Lecz dla nas? – mówię: dla nas, co obiema 

Rękami nikłych walczym rozbójników, 

Oswobodzając księżniczkę zaklętą –

Ból, spieka, gorycz i marsz drogą krętą.



VII

A śmiech? – to potem w dziejach – to potomni 

Niech się uśmieją, że my tacy mali,

A oni szczęśni tacy i ogromni,

I czyści, i tak zewsząd okazali...


VIII

A oni? – że tak zniskąd nie zdradzani

Po paradyzie latają w promieniach

Z Beatryksami swymi – rozkochani–

W purpurze, w wieńcach i w drogich kamieniach, 

Co odśmiechują się niebieskim ciałom

I oczom – i otwartym w strop aż na wskroś Chwałom!



IX

Szczęść-że im, Panie . . . . . . . . . . . . . . .


X

...a my – kawalery błędne, 

Bez giermków, z wstęgą na piersi czerwoną,

Przez mokre lasy, przez lasy żołędne, 

Ciągniemy przędzę z dala zaczepioną: 

U przekreślonych szyb żelazną kratą, 

U najeżonych bram wściekłą armatą...


XI

Raz smoków stado, grzejące się cicho

Na wygorzałej  od  jadu darninie;

Drugi raz psotny gnom brzozową wiéchą 

Około nozdrza koniowi zawinie;

A indziej  panna z wieży woła chustką; 

A indziej  szary wąż z żółtą wypustką...


XII

Przez  jakie ścieżek bo chadzałem krocie 

Z ogromną dzidą, co gałęzie kruszy,

Ty  jeden, wielki, znasz to, Don Kichocie, 

Jednego ciebie to wspomnienie wzruszy, 

Bo gawiedź śmiać się będzie wielolica, 

Niewarta ostróg z la Manczy szlachcica!


XIII

A Dulcynea moja – o! prze-chrobry 

Rycerzu – wiedz, że w swojej  ona

Osobie nigdy mi nie odsłoniona;

– Chyba że wietrzyk  jaki, wietrzyk dobry, 

Uchyli czasem kwefu i nad włosem

Rumianych grono gwiazd pokaże z dala, 

Albo obrączkę tęczową z opala,

Albo obuwia, co się bawi z wrzosem 

Kwitnącym, rąbek mały, taki mały,

Jak najdrobniejsza koncha perłowana...


XIV

To wszystko!... ptaki często mi śpiewały, 

Że  już zbudzona i odczarowana

Pomiędzy smoki wychodzi z wieżyce;

Że lampę trzyma w ręku, a potwory,

Nie mogąc światła znieść, w ziemię się ryją, 

Skrzydłami w ciasne łopoczą piwnice

I klną, i gardła rozdzierają... wyją...


XV

Ale cóż? – ptaki, co im się przywidzi,

To wyśpiewują, przysiadłszy na tarczy

Albo na hełmie moim – a duch widzi,

Że kłamią – prawda  jedynie wystarczy

Nam, co za prawdą gonim, Don Kichotom, 

Przeciwko smokom,  jadom, kulom, grotom!...



(napisane około 1848r.)




poniedziałek, 22 listopada 2021

Siała baba mak

 

http://www.book.hipopotamstudio.pl/?cat=33&paged=5


Przez kilka dni burzył nam mózgi przyjaciel Emil V.*, dopytując, co znaczy w piosence Agnieszki Osieckiej wersik "Moja matka siała mak". – Czy ona była na heroinie? – pytał. Nykał, mniemał, dociekał, aż wreszcie zadał owo pytanie, po którym uczniowie mają prawo polonistę (polonistkę)... hhmm.... mają prawo zrobić w klasie gremialne buuuuuuuu!!! – Co poetka miała na myśli? 

Wyjaśniłem więc mu grzecznie, że tego się nie docieka w przyzwoitym towarzystwie, gdyż trzeba pytać, przeczytawszy – Co ja mam z powodu tego tekstu na myśli?


Emil  wysłuchał piosenkę pt. "Widzisz mała" w wykonaniu Krzystyny Jandy. Słowa są takie:


Księżyc świecił wtedy wściekle tak,

Gdy przyszłam na ten świat.

Moja matka siała mak

Mego ojca porwał wiatr.


Tak się bałam sama w nocy spać,

Gdy za oknem tramwaj grał.

Dobrzy ludzie dali parę szmat,

W końcu - co mi mieli dać?


Widzisz, mała, jak to jest,

Tyle serca, taki gest.

Widzisz, mała, jak to jest,

Tyle serca, taki gest.


W domu dziecka mi nie było źle,

W końcu to dla ludzi dom.

Tam mi dali kiecki dwie,

Nauczyli zbierać złom.


A w miłości było prościej ciut,

Z księciem nocy szłam na dno,

Do śródmieścia wtedy wkraczał lud,

Zostawało puste szkło.


Widzisz, mała, jak to jest,

Tyle serca, taki gest.

Widzisz, mała, jak to jest,

Tyle serca, taki gest.


Dociekania przyjaciela naszego obracały się wokół koncepcji możliwego w jakichś towarzystwach, w regionach kraju, w jakichś księgach lub tradycjach nieznanego nam powiedzenia związanego z makiem, które Osiecka niejako przywołała, zacytowała, powtórzyła. 

Znalazłem stare przysłowie mówiące, że siać mak, to siać między ludźmi niezgodę – ale nijak do wierszyka Osieckiej ono nie pasuje. Są dwa, popularne chyba jeszcze,  powiedzonka – "cicho, jak makiem zasiał" i drugie z dziecięcej wyliczanki "siała baba mak, nie wiedziała jak, a dziad wiedział, nie powiedział".

Gdy googlać to drugie, widzi się wpisy oburzonych na dziada, że dlaczego taki wredny? – skoro wiedział, czemu babie nie powiedział?

To słuszne na dziada ludu oburzenie nasunęło mi myśl, że nie trzeba szukać cytatu, przywołań, powtórki, lecz przyjrzeć się jak w tekście piosenki ów wers "pracuje". Opowiada ona o dysfunkcyjnej rodzinie w której dziewczynka jest tak zaniedbywana, że w końcu trafia do domu dziecka. Dziewczynka dorastała najwyraźniej w czasach wczesnego peerelu i odbudowy Warszawy z powojennych ruin, bo właśnie wtedy stawiano w jej centrum robotnicze osiedla. Zatem dzieje z czasów "człowieka z marmuru". Może więc sianie maku oznacza, że matka (zdeklasowana w nowym ustroju burżujka, ziemianka?) była raczej nieporadna życiowo i może faktycznie ćpała kompot z makowin. Ojciec był nie lepszy, gdyż jak sądził Emil wiatr, który go porwał, znaczy, że gdzieś sobie sp...., poszedł w siną dal. Może i wiedział swoje, ale nie powiedział ani żonie, ani córce. Czyli – skonfliktowana rodzina, nie dbająca o potomstwo, przedstawiona poetycko w metaforycznych wersach. 

Po takich moich wywodach Ewa wyszła z koncepcją dopełniającą: – Dlaczego mówi się "cicho jak makiem zasiał"? Gdyż mak siać się powinno w cichą, bezwietrzną pogodę. A ze słów Osieckiej wynika, że jeśli ojca porwał wiatr to matka siała mak przy najmniej odpowiedniej pogodzie. Wszystko się więc w rodzinie pokiełbasiło i biedna córeczka trafiła do domu dziecka.

Pokiełbasiło? Albo nawet gorzej, bo chyba matka umarła i dlatego dziewczynka spała w samotności, a obcy ludzie dawali jej odzież! Wywołałem na Ggl "mak śmierć" i oto wielokrotnie wyświetliło się coś, czego nawet u Kopalińskiego nie znalazłem: "Już od starożytności mak uważany był za symbol śmierci.

Metaforyczny "wiatr" poetki także można kojarzyć ze śmiercią (np. według dawnych ludowych wierzeń), co by znaczyło, że rodzice dziewczynki umarli albo w czasie wojny ("wściekły księżyc"), albo zaraz po. Wyszło więc na to, że Agnieszka  Osiecka poetycko, metaforycznie "przywołała, zacytowała, powtórzyła" nieznane nam skojarzenia.

Na tym skończyła się Emilowa burza mózgów.

*

Dwa dni później:

P.S. Objaśnienie, jak powstała tajemnicza dla nas za Atlantykiem piosenka Jandy, podesłała mi pani Wiesia K. z Sieradza**:

«Dokładam swoje trzy grosze. Są faktycznie dwie wersje tekstu, pierwsza, ta dłuższa, śpiewana m.in. przez Sławę Przybylską i ta druga, krótsza, śpiewana przez Krystynę Jandę. Ten drugi tekst powstał, gdy Magda Umer przygotowywała spektakl wg "Białej bluzki" w 1987 r. Chciała, by Janda zaśpiewała piosenkę "Widzisz mała", ale tekst nie pasował do całości przedstawienia. Agnieszka Osiecka usiadła i w ciągu kilku minut napisała nowy, wspaniały tekst.»

*

P.P.S. Dziesięć lat temu w wywiadzie (https://www.youtube.com/watch?v=xb7fyVleR6c) podczas Polkowickich Dni Teatru Krystyna Janda powiedziała o jakiej to znanej pani jest spektakl "Biała bluzka". No, proszę – spotykaliśmy tę damę w NYC wiele lat temu. Urodziła się w Warszawie, tuż przed wojną, w czasie której zginął ojciec. Matka była krawcową, ale zarabiała marnie, głównie dlatego, że nadużywała alkoholu i prowadziła nie bardzo stały tryb życia. W końcu bohaterkę spektaklu (i piosenki), wraz z siostrą, oddała do domu dziecka, bo nie potrafiła sobie poradzić z utrzymaniem i wychowaniem córek.  https://viva.pl/ludzie/newsy/elzbieta-czyzewska-zycie-osobiste-alkoholizm-depresja-smutne-dziecinstwo-126425-r1/   Więc może "mak" to aluzja do makowych, a nie tylko alkoholowych uzależnień matki? Albo że była niepozbierana, świrnięta nieco? Śmiercioaluzyjnie potwierdził się raczej "wiatr" niż "mak". Muszę zatem przyznać, że na końcu, jak na początku, nie bardzo wiem, co poetka miała na myśli. Buuuuuuuuu!!!





*https://osiemipolminuty.blogspot.com/2018/06/delirium-liryczne.html

**http://klubrecenzji.blogspot.com


czwartek, 11 listopada 2021

Recenzja Ksiąg Jakubowych w Gauardianie


Zajawka Ksiąg Jakubowych w Barnes and Noble 

z ofertą przedpłaty na 1 lutego 2022 r.




https://www.theguardian.com/books/2021/nov/10/the-books-of-jacob-by-olga-tokarczuk-review-a-messiahs-story


The Guardian

Książka na dziś

Księgi Jakubowe – opowieść o mesjaszu


Marcel Therous

10 listopada 2021


W XVIII wieku na pograniczu dzisiejszej Ukrainy i Polski powstał niezwykły ruch religijny. Była to żydowska herezja wymyślona przez człowieka imieniem Jakub Frank – który – według izraelskiego uczonego Gershoma Scholema – był „najbardziej ohydną i niesamowitą postacią w całej historii żydowskiego mesjanizmu”. Frank twierdził, że nadeszły czasy ostateczne, w których konwencjonalną moralność trzeba wywrócić do góry nogami. Chwalił się bezczeszczeniem Tory gołymi pośladkami, zachęcał swoich wyznawców do łamania wszelkiego rodzaju tabu seksualnych i dietetycznych, a ostatecznie przekonał wielu z nich do chrześcijańskiego chrztu w kościele. Wielu uczniów czciło go jako proroka i zapisywało jego wizje i wypowiedzi w księdze zatytułowanej „Księga Słów Pańskich”. Przykładowy fragment: „We śnie widziałem bardzo starą kobietę, 1500 lat. Jej włosy były białe jak śnieg; przyniosła mi dwa srebrne pasy i kiełbasę wołoską. Kupiłem od niej jedno, a drugie ukradłem."


Charyzmatyczny, transgresyjny i wręcz świrnięty, Frank jawi się dziś jako misz-masz Monty Pythona z Osho, z Davidem Koreshem i z przywódcą Mormonów Josephem Smithem, ale w swoim czasie był kimś bardzo wpływowym. Przebieg jego burzliwego, 80-letniego życia zbiegł się z ogromnymi zmianami politycznymi i filozoficznymi w Europie, gdy upadła Rzeczpospolita Obojga Narodów, a tradycyjne wierzenia religijne zostały podważone przez twierdzenia nauki.


Księgi Jakubowe noblistki Olgi Tokarczuk to epicka kronika życia i czasów Franka i jego wyznawców. Zawarta w ponad tysiącu stron, gęsta od historii i wydarzeń, jest tak obszerna, że wymaga wielkiej cierpliwości od czytelnika. Zatłoczona jest jak obraz Bruegla, a akcja powieści przenosi się z zabłoconych galicyjskich wiosek do greckich klasztorów, XVIII-wiecznej Warszawy, Brna, Wiednia i luksusowego otoczenia dworu Habsburgów. Obejmuje ezoteryczne argumenty teologiczne, historię dyplomatyczną, alchemię, kabałę, polski antysemityzm i filozoficzne korzenie Oświecenia. Można by rzec, że jest to dzieło tak ambitne, że aż odstraszające, a zarazem zdumiewające ogromem cierpliwości, wytrwałości autorki przy jego pisaniu


Czytelnicy anglojęzyczni zetknęli się z twórczością Tokarczuk w dwóch jej poprzednich powieściach, opublikowanych również w wydawnictwie Fitzcarraldo. Prowadź swój pług przez kości umarłych, najbardziej popularna z jej książek, to mroczna opowieść o tajemniczch morderstwach w pewnej wsi w Polsce; zaś Bieguni, które zdobyły nagrodę Booker International, to skłaniający do myślenia zbiór filozoficznych kuriozów na temat podróży, czasu, historii i dyslokacji. Obie te trudne do sklasyfikowania książki łączy konsekwentnie zjadliwie krytyczna i idiosynkratyczna osobowość autorki.


Gęste, urzekające i dziwne Księgi Jakubowe zdecydowanie się od nich różnią. Jest to powieść wizjonerska, którą bezwzlędnie określić można jako arcydzieło – rozwlekłe, tajemnicze, czasem odpychające. Tokarczuk zmaga się z największymi filozoficznymi tematami: celem życia na ziemi, naturą religii, możliwością zbawienia, a także z obfitującą w nieszczęścia, straszną historią wschodnioeuropejskich Żydów. Zauważyłem też stały, uporczywy zamiar oddania obcego świata tak szczegółowo, jak to możliwe, przez co powieść przypominała mi czasami Raj utracony. Plastyka, z jaką to zostało zrobione, jest niesamowita. Na poziomie mikro świat jest pokazywany z poetyckim pietyzmem. Oto drobny przykład: kiedy dwie zwolenniczki Franka, Ewa i Anusia, dygają w ukłonie przed cesarzem Habsburgów, ich „suknie więdną w przysiadzie” (“Eva and Anusia’s dresses wither as they squat”)*. Tutaj obraz pompatycznej struktury strojnych sukien zagęszcza się do formatu haiku – ów wypracowany, drobiazgowy sposób obserwacji jest konsekwentnie utrzymywany w całej książce.


Ktoś inny może by napisał historię Franka jak życiorys, od urodzenia zacząwszy  i ciągnąłby pokrętne zawiłości jego powołania i misji w linearnym stylu, ale to nie jest metoda Tokarczuk. Księgi Jakubowe, podobnie jak Bieguni, to mozaika scen i głosów, panoram i detali, wypowiedzi zwolenników Jakuba, obrazów i map z ówczesnych dokumentów. (Na marginesie – strony są ponumerowane wstecz, w konwencji hebrajskiej, co może nawiązuje też do deformacji tradycyjnych wartości niesionej przez nadchodzące tysiąclecie).


Dominującym głosem powieści jest wszechwiedzący narrator, który w dostojnej prozie w czasie teraźniejszym relacjonuje kryzysy duchowe swoich bohaterów: „W tym momencie Antoni Kossakowski uświadamia sobie, że ten zawodzący szum morza to lament i że cała natura uczestniczy w żałobie po tych bogach, których świat tak potrzebował. Nie ma tu nikogo, Bóg stworzył świat, i umarł z wysiłku. Trzeba było przyjechać aż tutaj, żeby to zrozumieć”. (“In this moment, Antoni Kossakowski realises that the plaintive rumble of the sea is a lament and that all of nature is taking part in this process of mourning those gods of whom the world has been in such desperate need. There is no one here. God created the world, and the effort of doing so killed him. Kossakowski had to come all the way here to understand this.”)*


W narrację wplatają się pierwszoosobowe wspomnienia Nahmana, jednego z wyznawców Franka, który w końcu wciela się w rolę Judasza wobec nowego mesjasza; wplatają się także listy polskiej szlachcianki i księdza bibliofila, Chmielowskiego, który napisał pierwszą encyklopedię polską, Nowe Ateny. Czytelnicy Biegunów wiedzą, że to jedna z dwóch ulubionych książek Tokarczuk. (Drugą, co znamienne, jest Moby-Dick.) Nad wszystkim unosi się bezcielesny duch Yente, babki Jakuba, uwięziony kabalistycznym zaklęciem między życiem a śmiercią, dający świadectwo długiej i krwawej historii Żydów w Polsce, sięgającej po wiek XX.


Jakub, choć jest główną i tytułową postacią, nie pojawia się w powieści przez ponad pierwsze sto stron, a i potem pozostaje tajemniczą postacią, którą spotykamy w epizodach mniej lub bardziej intymnych. Można by go widzieć jako szarlatana i oportunistę – jego kontrola nad uczniami jest niepokojąca, a jego zachowanie seksualne jest opresyjne. Ale Tokarczuk, ateistka, obdarza go swego rodzaju charyzmą, i sama jest wyraźnie zafascynowana przemianami duchowymi i wędrówkami przez świat jego wyznawców (niektórzy w końcu zgromadzili wielkie fortuny i odegrali ważne role w historii Europy). W ciągu około 30 lat, które obejmuje czas akcji, widzimy, jak te postacie starzeją się, odchodzą, a świat wokół nich ulega ogromnym zmianom.


Tokarczuk pisała w Biegunach o teologicznej koncepcji kontuicji*, o zdolności dostrzegania jedności boskiej w rzeczach odmiennych i to też stanowi artystyczną logikę omawianej tu powieści. Zadaniem czytelnika jest wydedukowanie wyższego porządku z mozaiki scen i fragmentów. To wymaga cierpliwości – i nie jestem pewien, czy poleciłbym nowicjuszom czytanie książek Tokarczuk rozpoczynać od Ksiąg Jakubowych, bo to powieść niezmiernie wymagająca, ale zarazem mająca tak wiele do powiedzenia na temat problemów, które nas dziś dręczą, że będzie punktem zwrotnym w życiu każdego, kto zechce ją przeczytać.


 Księgi Jakubowe Olgi Tokarczuk w przekładzie Jennifer Croft ukażą się nakładem wydawnictwa Fitzcarraldo.


tłum. B.K.




* - innym kolorem: cytaty z angielskiego tłumaczenia Ksiąg Jakubowych, użyte w recenzji przez M. Therous; ja użyłem tekstów oryginalnych



* – kontuicja


(…) słowo „współoglądanie” („kontuicja”) ważne w myśli Bonawentury. Kontuicja jest widzeniem Boga z Bogiem przez stworzenie i w stworzeniach. Przy tym być może jest to oddźwięk Augustyńskiego pojęcia contuitus (Wyznania, ks. 11, par. 20,26), drugiego słowa ze słynnej triady memoria, contuitus, expectatio oznaczającej trzy czasowe kategorie: przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Przekładane jako „dostrzeganie” przez Kubiaka, a we wcześniejszym tłumaczeniu ks. Czuja – jako „bezpośrednie widzenie”.

Człowiek wedle Bonawentury, jak czytamy w przypisie wydawcy Drogi duszy do Boga, złączony z Bogiem przez wiarę i korzystający z Jego wsparcia (iluminacja) patrzy na Boże ślady i obrazy, ale nie zatrzymuje się na nich, lecz w nich i przez nie widzi samego Boga. Kontuicja nie wyklucza ani poznania zmysłowego, ani rozumowania, nie odgrywają one jednak roli zasadniczej, którą przejmuje Bóg.

A.Lubaszewska, Poetyka doświadczenia duchowego



(...) św. Bonawentura z Bagnoregio próbował wyjaśnić intuicję mistyczną św. Franciszka z Asyżu. Bonawentura, jako profesor Uniwersytetu Paryskiego, zastosował do wyjaśnienia mistycznej intuicji św. Franciszka następujące teorie: teorię egzemplaryzmu, teorię zmysłów duchowych oraz swoją własną teorię tzw. kontuicji. (...) Bonawenturiańska kontuicja jest dzisiaj niedocenianym zagadnieniem poznawczym w zakresie teorii poznania Boga.

Od mistycznej intuicji św. Franciszka do kontuicji św. Bonawentury

J. Łopat 



(...) Kontuicja nie jest bezpośrednim poznaniem Boga w Jego naturze, gdyż  to ma stanowić istotę oglądu zbawionych w niebie. Jest ona tylko współoglądem, to jest bezpośrednim poznaniem Boga w funkcji najwyższej przyczyny sprawczo-wzorczej świata. Kontuicja jest intuicyjnym „poglądem” Absolutu w działaniu, w skutkach, w jego ustawicznej mocy sprawczej wobec świata. Umysł ludzki spotanicznie wykrywa obecność Boga w świecie materii i świecie ducha. Nie jest to dyskursywne wnioskowanie o idei bóstwa, ale przejście od wielości rzeczy pochodnych do Boga obecnego w nich w swej mocy stwórczej.

S. Kowalczyk

Poznanie intuicyjne a filozofia Boga






poniedziałek, 8 listopada 2021

Z buszowaniem w "Don Kichocie"...

 ...jestem, jak widać, na bieżąco, w kursie dzieła, à la mode & trendy






sobota, 6 listopada 2021

Przechwałki Don Kichotta?????



W rozmowie z Jeźdźcem w Zielonym Stroju opowiada Don Kichot o sobie tak:



“Chciałem przywołać do życia umarły zakon błędnego rycerstwa: już wiele czasu upływa, gdy to w różnych potyczkach, to padając lub potykając się, to znów się podnosząc, wypełniłem znaczną część moich zamysłów. Wspomagałem wdowy, ochraniałem dziewice, świadczyłem usługi mężatkom i sierotom, co jest przyrodzoną powinnością rycerzy błędnych. Dla tych licznych, dzielnych i chrześcijańskich czynów zasłużyły już sobie na to, aby mój żywot na piśmie uwieczniono wśród wszystkich narodów świata. Trzydzieści tysięcy ksiąg o mojej historii już wydrukowano, a jeszcze ze trzydzieści milionów razy druk ten powtórzą, jeżeli tylko tego wola boska nie odwróci.”


tł. E. Boye


*

"Trzydzieści tysięcy tomów wydrukowano moich dziejów, a jeśli niebo pozwoli, trzydzieści milionów razy to powtórzy."

tł. A.L i Z. Czerny


*

"Zamierzyłem wskrzesić powołanie rycerzów błędnych, już przepadających; niedawno działać rozpocząłem, a już dopełniłem część swoich zamiarów, wspierając wdowy, osłaniając dziewice, broniąc praw małżonek, sierot i wszystkich uciśnionych, i przez waleczne czyny swoje i po trudach nieskończonych tyle dokazałem, iż sława imienia mego rozbiegła się po wszystkich prawie częściach świata. Wydrukowano już trzydzieści tysięcy tomów mojej historii, a wkrótce będzie ich trzydzieści milionów tomów, jeżeli Bóg mnie uchroni."

tł. W. Zakrzewski

*

"Już wydrukowano trzydzieści tysięcy xsiąg życia i dzieł moich, i nie zadługo może ich wyidzie na świat trzydzieści milionów, jeśli Pan Bóg nie odwróci tey burzy xsiąg niezliczonych."

tł. F. Podoski


Są tacy, co obliczają, że dotąd wydrukowano na świecie 500 milionów kopii "Don Kichota" w różnych tłumaczeniach.

https://www.vicnews.com/home/don-quixote-is-the-worlds-best-selling-book/



środa, 3 listopada 2021

Monolog Sancho Pansy dla znających poemat "Moskwa-Pietuszki"

 



– Dowiedzmy się teraz, braciszku Sanczo, dokąd to wasza miłość zmierza? Czyli szukacie osła, co się wam zabłąkał? – Nie, zapewne! – Czegóż tedy szukacie? – Jadę szukać wielkiego nic: księżniczki, a w niej słońca pię­kności i całego nieba urody. – A gdzież chcesz odnaleźć to, o czym mówisz, Sanczo? – Gdzie? W wielkim mieście Toboso. – Dobrze, a od kogóż to jedziesz wysłany? – Od sławnego rycerza, Don Kichota z La Manczy, który naprawia błędy, daje jeść temu, kogo nęka pragnienie, pić zaś temu, co głód odczuwa. – Wszystko dobrze dotąd! A znacie wy jej dom, Sanczo? – Mój pan powiada, że mają to być królewskie, wspaniałe pałace. – Czyżeś przypadkiem widział któryś z nich? – Ani ja, ani mój pan, nigdyśmy ich nie widzieli. – Czy ci się nie wydaje, że mieszkańcy Toboso poznawszy, że jedziesz w tym celu, aby cichaczem wykradać ich księżniczki i naprzy­krzać się ich damom, nie wygarbują ci należycie grzbietu i ani jednego żebra nieprzetrąconego nie zostawią? Czy możesz powiedzieć, że byłoby to niesprawiedliwie? – Chy­ba że wprzód zważą, żem tylko poseł i nie ze swojej głowy to robię:

Jesteś, braciszku, posłem jeno,

I żadnej nie ponosisz winy.

– Nie bądź zbyt pewny siebie, Sanczo! Ludzie z La Man­czy są równie gwałtowni, jak czcigodni i nie pozwolą sobie w kaszę dmuchać. Na Boga żywego, jeżeli tak mało wiesz, niedobrze z tobą będzie! Tam do kata! Tylko tak dalej! Jakiż bies cię zwodzi? Szukać kota o pięciu łapach dla czyjejś zachcianki? Pytać się o Dulcyneę w Toboso jest to samo co pytać się o Marikę w Rawennie lub o bakała­rza w Salamance. Diabeł, diabeł z pewnością wprawił mnie w ten kłopot.

Taką rozmowę toczył sam ze sobą Sanczo Pansa(...)

tłum E.Boye